Pięć lat temu Google poszerzyło swoje „usługi mapowe” o dodatkową funkcję: StreetView. StreetView czyli „widok ulicy” pozwala na wirtualne spacerowanie po danym mieście lub rejonie. Oczywiście zwiedzać można tylko wybrane, przygotowane na podstawie zdjęć o wysokiej rozdzielczości, okolice. Od niedawna także w Polsce: ul. Piotrkowską w Łodzi, Rynek w Wrocławiu, Hel, Stare Miasto w Gdańsku, w Krakowie i Warszawie, molo w Spocie, fragmenty Malborku i Sandomierza oraz Kazimierz Dolny.
Miejsca zostały wybrane w plebiscycie i zostały one sfotografowane przez specjalne samochody Google. Jak utrzymuje firma, ich wozy jeżdżą cały czas po świecie, a gdzie aktualnie się znajdują można śledzić na stronie StreetView.
Jak nie trudno się domyśleć usługa zdążyła już wzbudzić niezłe kontrowersje ze względu na politykę prywatności. Pierwszą odpowiedzią na wątpliwości przeciwników było oczywiście zamazanie twarzy osób na zdjęciach i tablic rejestracyjnych. W Niemczech pod wpływem protestów użytkowników Google musiało usunąć nawet całe domy i ulice!
Na razie Polskie miasta są obfotografowane dość pobieżnie. Nie da się spacerować bocznymi uliczkami odchodzącymi od wspomnianej Piotrkowskiej, w wypadku niektórych miejsc ewidentnie jest to jak na razie tylko rodzaj zajawki (jakość nieco gorsza, mały fragment miasta itp.). Innymi słowy dokumentacja całej Polski nie jest nawet w połowie tak obszerna jak dokumentacja samego Nowego Jorku.
Czy taka usługa jak Google StreetView jest naprawdę potrzebna? Może to tylko kolejny marketingowy krok, który stosuje Google – tworzy kolejny serwis by zmonopolizować rynek. Kontrowersje budzi też celowość umieszczania tak szczegółowych obrazów z danych miejsc. Czy nadużyciem nie jest zamieszczanie zdjęcia budynku mieszkalnego jeżeli nie chcą tego mieszkańcy? Nawet jeżeli to nie oni są właścicielami budynku?
Trudno mi odpowiedzieć na te pytania. Sama rzadko tam zaglądam, bo wolę zwiedzać świat na własnych nogach. Chyba jednak fajnie, że można nasz kraj zwiedzić online. Pięknie skomentował dodanie polskich miast do serwisu jeden internauta: „nie będzie wiochy na Euro”